Kalatówki. Suchy Żleb. Marzec 1995. Mój syn nauczył sie jeździć na nartach. Zsuwa się ostroznie miejscami pokrytą lodem i najeżoną wystającymi kamieniami trasą w Suchym Żlebie, by za chwilę wciągnąć sie na górę orczykiem. Juz dziś rano zaliczyłem niezbędą dawkę białego szaleństwa na Kasprowym. Czuję boskie zmęczenie w udach. Teraz mogę ze spokojem towarzyszyć mojemu synkowi. Jestem z niego dumny. Odważny i uparty. Słońce chyli sie ku zachodowi, na szczęście nie jest zimno. Sięgam po pastele, by zachować, zapamiętać ten spokój kończącego się dobrego dnia. Nie są są w stanie go zakłócić odgłosy pracy orczyka. I synek -ubrany w czerwony kombinezon regulanie zjeżdżając i wiciągaja się na szczyt żlebu - włącza sie w harmonię zapadającego zmierzchu. Pachnie wilgotna ziemia. Żegnaj zimo..